środa, 25 czerwca 2014

Rozdział dziewiętnasty.

***
Jessice właśnie smacznie spała, gdy nagle ze snu wyrwał ją dźwięk telefonu. Przetarła oczy, spojrzała na zegar po czym chwyciła telefon i wdusiła zieloną słuchawkę. Zaspanym głosem rzekła.
-Słucham?
-Halo, Jessica?- Odezwał się męski głos w słuchawce.
-Tak, przy telefonie.
-To ja tata. Przepraszam, że dzwonię o takiej porze i za to, że Cię obudziłem.
Gdy dotarło do niej, z kim rozmawia gwałtownie usiadła na łóżku przebudzając się przy tym.
-Tata?- Powiedziała z niedowierzaniem w głosie. - Coś się stało?
-Nic się nie stało córeczko. Dzwonię do Ciebie ponieważ stęskniłem się za Tobą i długo nie słyszałem twego głosu. A  udało nam się znaleźć aktywny telefon, więc nie skorzystanie z niego to grzech tym bardziej, że jest marzeniem każdego z nas. A ponieważ nie miałem twego numer rozmawiając z mamą o niego poprosiłem.
-Ja też za Tobą strasznie tęsknie. Wiesz już kiedy wracasz do domu?
-Przykro mi to mówić, ale nie wiem.
-Ale jak to?
-To znaczy wiedziałem do dzisiaj. Wieczorem oznajmili nam, że lecimy w jeszcze jedno miejsce i jak tam zakończymy to dopiero wracamy.
-Gdzie?
-Wiesz, że bym Ci powiedział jak bym mógł. Takie są uroki bycia żołnierzem, zawsze trzeba być gotowym na wszystko córeczko.
-Wiem tato, zawsze nam to powtarzałeś. A co na to mama? Nie była zła?
-Bardziej niż zła powiedział bym, że jest smutna, ale nie dziwię się jej bo ja mam takie same odczucia co ona.
-Jak byłam u niej w zeszły weekend było widać po niej, że strasznie tęskni za Tobą z resztą jak my wszyscy.
-Wiem, ale niedługo kończy mi się służba i wszystko się skończy, obiecuję Ci. A teraz mów mi co u Ciebie słychać? Jak tam na studiach?
-Trzymam Cię za słowo.- Westchnęła cicho.- U mnie w sumie wszystko dobrze, praca, szkoła i czasami jakieś wyjścia z znajomymi. W piątek mam ostatni egzamin i jeśli go zaliczę, to zaczynam wakacje.
-A masz jakieś plany co do wakacji?
-Szczerze mówiąc nie, pewnie spędzę je w pracy jak poprzednie i wpadnę do was. Choć miła by była niespodzianka gdybyście wy odwiedzili mnie.
-Nigdy nie wiadomo kochanie. Teraz wybacz muszę kończyć już mnie wzywają. Uważaj tam na siebie. Będę trzymał kciuki byś zdała choć i tak wiem, że zdasz. Kocham Cię córeczko, pa.
-Ty również uważaj na siebie tatko! Ja Ciebie też kocham, pa.
Gdy rozmowa się zakończyła, Jessica odłożyła telefon na miejsce po czym położyła się by kontynuować przerwany sen.
***
Oliver jedząc z Tylerem śniadania postanowili, że wpadną na siłownie.  I tak właśnie uczynili. Tyler podnosił właśnie ciężarki, gdy po chwili je odłożył i podszedł do przyjaciela, który podnosił się na drążku.
-Stary od wczoraj wieczora męczy mnie ta twoja odpowiedź. Wiem, że zrobiłeś to specjalnie. Lepiej mi mów dokładnie co robiliście, nie jestem małym dzieckiem.
-Z tym bym się zastanowił, czy nie jesteś. - Zaśmiał się Oliver zeskakując. Wiedział, że jego przyjaciel długo nie wytrzyma i w końcu zacznie się wypytywać o szczegóły. Staną na przeciwko niego.
-A więc mam Ci opowiedzieć wszystko od początku tak jak robią to dziewczyny?
-No bez przesady.
-Więc zaprosiłem ją na kolację i się zgodziła. Zabrałem ją na wzgórza Hollywood.
-Stary, ale z Ciebie romantyk się zrobił. -Zaśmiał się Tyler.- Ale teraz przejdź do najlepszej części opowiadania.
-Nic nie było, już Ci wczoraj mówiłem. Rozmawialiśmy i jedliśmy. A, że rozmowa zaczęła się kleić to zagadaliśmy się i dlatego tak późno wróciłem.
-Tylko mi nie mów, że znowu powiedziała Ci na pożegnanie cześć i pojechała. 
-Nie. Odwiozłem ją pod sam dom i na pożegnanie pocałowała mnie po czym poszła.
-Ci powiem szalejesz, jednak nadal czekam aż w końcu do akcji wkroczy dawny Oliver, bo nowy mnie już nudzi.
-Ciebie nudzi a mi się podoba. Teraz na Ciebie kolej byś w końcu wydoroślał.
***




piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział osiemnasty.

-Powiedziałem coś nie tak?-Spojrzał na dziewczynę gdy ta nie odzywała się słowem od ostatnie pytania tylko patrzała przed siebie.
-Nie, przepraszam.- Westchnęła ciężko po czym odwróciła głowę w jego stronę. Lekko uniosła usta do góry, dzięki czemu pojawił się delikatny uśmiech- Byłam zakochana, ale nie wyszło. Przepraszam, ale więcej na ten temat na razie nie powiem, nie jestem gotowa.
-Dobrze rozumiem Cię i nie masz tu za co przepraszać. Nie każdy chce mówić o pewnych rzeczach.
-Cieszę się, że rozumiesz.- Spojrzała mu w oczy, czuła się winna.Oliver odpowiedział na każde jej pytanie szczegółowo a ona na to ostatnie nie potrafiła. Mimo, że minęło już trzy lata za każdym razem, gdy ktoś spytał się, odpowiedź była ta sama. Jednak pewna jej część chciała w końcu wyrzucić to z siebie ale świadomość, że zna go zaledwie kilka dni na to nie pozwalała.
Zapadła cisza, Oliver zauważył, że Jessica ma gęsią skórkę dlatego też wyciągną z koszyka cienki, ale ciepły koc po czym okrył go nią. Ona natomiast lekko drgnęła.
-Dziękuję.- Rzekła cichym głosem.- Tu jest na prawdę pięknie.
-Też tak myślę a w szczególności ta cisza i spokój, która nadaje jeszcze większe piękno temu miejscu. Przychodzę tu zawsze gdy mam dosyć całego świata, tych hałasów. Pamiętam jak dziadek zawsze mi powtarzał Wśród tego buszu w wielkim mieście znajduje się miejsce piękne i ciche. Mając chwile słabości znajdź je i przychodź tam ilekroć będziesz tego potrzebował. Posłuchałem jego słów i tak właśnie znalazłem pewnego dnia to miejsce.
-Twój dziadek to bardzo mądry człowiek. Chyba masz z nim bardzo dobre kontakty.
-Tak mam i chyba dlatego mówię każdemu, że moje dzieciństwo jest wspaniałe. I szczerze mówiąc więcej miałem wtedy kolegów tam niż tu.
-A gdzie mieszka?
-Southport w Karolinie Północnej. Każde wakacje spędzałem u niego. Na początku musiałem namawiać rodziców, ale z czasem już nic mówić nie musiałem bo sami wiedzieli, że całe wakacje spędzę tam. Ojciec później był z lekka zły, że moje kontakty z dziadkiem są lepsze od jego. Za to moje rodzeństwo bywało tam może raz na dwa lata.
-To wspaniałe. -Uśmiechnęła się do niego.- Słyszałam, że są tam piękne krajobrazy jednak nigdy nie miałam okazji tam pojechać. Zazdroszczę Ci dzieciństwa wiesz? Ja przenosiłam się z miejsce na miejsce przez to, że ojciec w różnych miejscach stacjonował. Dopiero gdy miałam jedenaście lat mama powiedziała tacie, że ma już dosyć i zamieszkaliśmy w NY. A dorastanie w dużym mieści jest jak dla mnie straszne.
-Z tym się z tobą zgodzę.
Rozmawiali na różne tematy między innymi opowiadali o swym dorastaniu, o dziadkach, pragnieniach życiowych jedząc przy tym babeczki bo obydwoje zgłodnieli. Rozmawiali tak jak by się znali całe życie, czuli się w swoim towarzystwie swobodnie. I choć oby dwoje po sobie tego nie pokazywali, chcieli spędzić jeszcze więcej czasu w swoim towarzystwie. Zanim się zorientowali nad ich głowami zawisły miliony gwiazdy a godzina wybiła właśnie północ. Mimo, że nie czuli zmęczenia wiedzieli, że muszą wracać. Z niechęcią pochwali rzeczy do koszyka i ruszyli w stronę samochodu. Oliver jak na początku postąpił tak samo otwierając drzwi Jessice. Gdy znaleźli się już w samochodzie kontynuowali dalej rozmowę dzięki czemu powrót wydał im się krótszy.
Znaleźli się w końcu pod domem Jessiki, ta spojrzała mu prosto w oczy uśmiechając się przy tym.
-Bardzo Ci dziękuję za miło spędzony wieczór.
-Ja Tobie również dziękuję  i za to, że się zgodziłaś. Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś dasz się zaprosić.
-Pewnie, że tak. Jeszcze raz bardzo dziękuję. - Pocałowała go delikatnie w policzek.- Dobranoc.
-Dobranoc.
Jessica wyszła z samochodu, idąc do drzwi stanęła na chwile by mu pokiwać po czym wyciągnęła z torby kluczę od mieszkania.
***
Jessica leżała właśnie w łóżku rozmyślając nad wydarzeniami dzisiejszego wieczoru. Zrozumiała, że ani razu nie poczuła, że robi coś źle mimo wcześniejszych obaw. W jego towarzystwie poczuła się rewelacyjnie a jego zachowanie w stosunku do niej było bez zarzutów no może ciut za bardzo się starał, ale to akurat było miłe. I sama przed sobą uświadamiała sobie, że już dawno nie czuła się taka szczęśliwa i doceniana. Jednak jej myśli nie opierały się tak bardzo nad wydarzeniami lecz na samym Olivierze.
***
Gdy Oliver dojechał do domu zastał w nim Tylera, który oglądał powtórki meczu koszykówki. Ten natomiast gdy usłyszał kroki przyjaciela odwrócił wzrok od telewizora i skierował go na niego.Z uśmiechem na twarzy spytał łagodnym i o dziwo cichym głosem.
-A, o której to się wraca do domu? Czyżby mój stary Oliver wrócił?
-Nie, nie wrócił i raczej nie wróci. Zamieniasz się w mojego ojca, który czeka na mnie z pytaniami. Gdzie? Co? Jak?
-Nie no tylko ciekawy jestem czy w końcu kogoś wyrwałeś. A o tej godzinie nie sądzę byś wracał od rodziców.
-Byłem z Jessicą na kolacji. 
-Jasne kolacja, kolacją ale pewnie później już co innego było.
-Sama kolacja, z resztą myśl co chcesz, jestem zmęczony. Jutro może Ci coś więcej powiem jak na razie idę spać, dobranoc.- Oliver dobrze wiedział, że taki słowami i zachowaniem wzbudzi u Tylera ciekawość, więc wchodząc do swojego pokoju uśmiechną się szatańsko.
***


środa, 18 czerwca 2014

Rozdział siedemnasty.

***
Jechali dość długo a ich rozmowa dotyczyła się głównie ich przyjaciół, ale w końcu dojechali na wzgórza Hollywood. Oczywiście Oliver wysiadł pierwszy po czym poszedł otworzyć drzwi dziewczynie. Wyciągną z samochodu koszyk i koc. Od przyjazdu z ich ust nie wydobył się żaden odgłos, jednak oby dwoje uśmiechali i przyglądali się sobie.
Zaprowadził ich w miejsce gdzie było widać pawie całe miasto a zaraz po drugiej stronie ocean. Oliver rozłożył koc na ziemi i położył koło niego koszyk.
-To tutaj. Mam nadzieje, że Ci się podoba bo naprawdę aż szkoda by było spędzić taki ciepły wieczór w pomieszczeniu. - Spojrzał na nią nie pewny gdy ta przyglądała się widokowi.
-Żartujesz sobie prawda? Jasne, że mi się podoba. Oryginalny pomysł na kolację a te widoki aż dech w piersiach zapiera. Po za tym uwielbiam spędzać czas na świeżym powietrzu.- Spojrzała na niego uśmiechając się po czym usiadła na kocu.- A ty siadasz czy przyniosłeś ten koc tylko i wyłącznie dla mnie?
Mężczyzna usiadł koło niej i z koszyka  wyciągną butelkę czerwonego wina oraz dwa keliszki. Nalał wina do połowy po czym jej podał. Oliver poczuł się jak dzieciak, który zabiera dziewczynę na pierwszą randkę, nie był pewny czy spodoba jej się miejsce jednak gdy dziewczyna powiedziała, że jej się podoba poczuł ulgę. Można pomyśleć, że zachował się jak jakiś mięczak zabierając ją w takie miejsce a nie do restauracji jednak nie przejmował się tym. Chciał się dowiedzieć o niej czegoś więcej a co ważne poznać ją. Stres, który miał od samego zaproszenia ją na randkę aż do teraz zupełnie znikł widząc, że ona zachowuje się tak swobodnie, beztrosko. Upił łyk wina gdy usłyszał jej głos, odwrócił więc głowę w jej stronę.
-Jak mam być szczera, gdybyś zabrał mnie do jakieś lokalu pewnie wszystko bym robiła by jak najszybciej z niego wyjść. I byłam święcie przekona, że zabierzesz mnie właśnie do niego jednak tu taka miła niespodzianka.
-Czasem lepiej jest zaskoczyć kogoś, a teraz słysząc twoje słowa cieszę się, że nie zabrałem Cię tam tylko tu. Choć na początku bałem się, że Ci się nie spodoba a ja wyjdę na mięczaka.
-Oj zaraz na mięczaka. Ja wcale tak nie myślę o kimś kto stara się być romantyczny, lub po prostu zachować się jak prawdziwy mężczyzna. W dzisiejszych czasach rzadko kiedy spotyka się takie zachowania jak twoje.- Uśmiechnęła się do niego i upiła spory łyk.
-Miło to słyszeć, a może masz ochotę coś zjeść? Kupiłem po drodze babeczki i już za nie przepraszam, ale kompletnie nie wiedziałem co kupić.
-Brzmi może nie pysznie, ale słodko jednak na razie podziękuję. Chciała bym za to byś opowiedział mi coś o sobie.
-A co konkretnie chciała byś usłyszeć?
-Jakie jest twoje rodzeństwo? Jakie są twoje zainteresowania? O czym marzysz? Można powiedzieć, że wszystko.- Zaśmiała się delikatnie i całą uwagę zwróciła na niego. Musiała przyznać sama przed sobą, że zaimponował  jej tym, że zabrał ją w takie miejsce i jest dla niej taki miły mimo, że wcześniej ona była dla niego taka oschła. A tego jego niebieskie oczy jak by ją do siebie przyciągały. Teraz w świetle zachodzącego słońce, które padało na niego uświadomiła sobie, że już od bardzo dawna nikt jej się tak nie podobał a tym bardziej nie był w stosunku co do niej taki miły i romantyczny.
- A więc moje młodsze rodzeństwo, które ma po dziesięć  i jedenaście lat są strasznie rozpuszczeni. Mogę powiedzieć, że i ja taki kiedyś byłem ponieważ rodzice dawali mi to co chciałem, ale kiedy podrosłem i zrozumiałem pewne rzeczy zmieniłem się. Tak samo jak mój starszy brat i siostra i liczę w końcu, że i oni to zrozumieją choć na to się nie zanosi. Zainteresowania? Niech pomyślę. Ach tak było ich wiele w szkole średniej zapisywałem się do różnych drużyn ponieważ uwielbiałem sport ale i tak skończyło się na dziedzinach walki. A ponieważ od dziecka marzyłem o aktorstwie dlatego też teraz się na tym skupiam. Moi rodzice choć mało co poświęcali mi czasu bo więcej spędzali go w pracy, byli niezadowoleni gdy powiedziałem im, że idę na studia aktorskie a nie prawnicze jak ojciec. Mimo to mogę powiedzieć, że mogę na nich liczyć choć nadal są na mnie źli. A marzę chyba najbardziej o szczęściu, by moje plany co do aktorstwa się spełni i bym założył szczęśliwą rodzinę z ukochaną kobietą przy boku.-Spojrzał na nią upijając ostatni łyk przy czym się uśmiechną.-A ty?
-A więc mam jedną siostrę, które jest podobna do mnie pod względem charakteru jak byłam mała i ma sześć lat. Zainteresowania to taniec, który uprawiałam w szkole średniej jednak go zaprzestałam przez małą kontuzję, a drugie to aktorstwo. Jednak moi rodzice spierali mnie w wyborze szkoły, ale mama była zawiedziona, że w LA a nie w NY ponieważ mój ojciec jest żołnierzem i często a w sumie cały czas nie ma go w domu no i teraz ja. Rozumiem ją po części. A marzę chyba o tym samym co ty.
-To widzę, że też cały czas aktywnie.- Oliver cały czas nie odrywał od niej wzroku.
-Można tak powiedzieć. A mogę zadać Ci jeszcze jedno pytanie, ale jeśli nie chcesz nie musisz mi na nie odpowiadać.- Jessica spytała niepewnie.
-Jasne, pytaj.
-Byłeś kiedyś zakochany?
-Byłem i to już w szkole średniej, jednak później okazało się, że była ze mną tylko i wyłącznie dlatego, że moi rodzice mieli pieniądze, na dodatek zdradziła mnie i chyba dlatego przez pewien czas zachowywałem się jak Tyler. 
-Współczuję. Kompletnie nie rozumiem takich dziewczyn.- Poklepała go lekko po ramieniu przy czym  uśmiechając się delikatnie.
-Było minęło. A więc teraz twoja kolej. Byłaś kiedyś zakochana?- Spojrzał w jej oczy jednak jej uśmiech nagle jak by znikł.
***


wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział szesnasty.

***
Pytanie Olivera czy pójdzie z nim na kolację zaskoczyło ją oczywiście pozytywnie, dlatego chodź nie była pewna zgodziła się. Jednak dziewczyna czuła podenerwowanie, strach i obawę, że robi źle. Wmawiała sobie, że to tylko spotkanie jednak podświadomość mówiła co innego...
Miała ubraną skromną, delikatną białą sukienkę, a na górę zarzuciła katanę. Ponieważ nie lubiła się mocno malować, zrobiła delikatny makijaż przy czym posmarowała swoje ciało balsamem kakaowym. Włosy jak zawsze pozostawiła luzem. Stała właśnie przed lustrem robiąc ostatnie poprawki gdy nagle usłyszała pukanie do drzwi. Ruszyła więc by je otworzyć.
***
Oliver widząc minę Jessiki gdy zaprosił ją na kolację, nie był pewny jaką odpowiedź dostanie. Jednak ku jego zdziwieniu zgodziła się. W głębi serca ucieszył się jak małe dziecko, i choć nie chciał tego po sobie pokazać trochę mu się nie udało. Umówili się na godzinę ósmą wieczorem, po czym ona podała mu swój adres i pojechała. Można powiedzieć, że znowu zrobiła to samo jednak tym razem wiedział na pewno, że spotka ją znów. Gdy pojechał do domu wyprasował swą białą koszule i poszedł wziąć długi orzeźwiający prysznic ponieważ temperatura dzisiaj była nie do wytrzymania. Gdy skończył swe czynności staną przed lustrem i sam nie dowierzał w to jak wygląda. Kiedyś jak ktoś by mu powiedział, że ma włożyć koszule na randkę wyśmiewał te osoby a teraz? Zupełna odmiana... Gdy spakował potrzebne rzeczy do samochodu, ruszył do Jessiki po drodze wstępując do pobliskiej kwiaciarni. Stał może w dwóch korkach dzięki czemu jechał do niej półgodziny,jednak los mu sprzyjał i nie spóźnił się ani minuty. Zaparkował samochód przed jej domem, poprawił koszule i chwycił bukiet róż po czym wysiadł. Szedł powoli a jego stres z każdym krokiem się zwiększał, gdy znalazł się na jej werandzie wziął głęboki wdech i zapukał. Minęła dobra chwila zanim drzwi się otworzyły a jego oczom ukazała się ona, piękną, bezbronna dziewczyna. Jej wygląd go onieśmielił i przez dobrą chwile zapomniał, że ma dla niej kwiaty lecz szybko się odsknął gdy ona zaczęła się śmiać. Podał jej bukiet po czym prawą ręką podrapał się  po głowie i uśmiechną się ukazując przy tym uzębienie. 
-Cześć, to dla Ciebie.- Rzek nieśmiało nie odrywając przy tym od niej wzroku.
-Witaj,- Chwyciła od niego bukiet, powąchała go i odłożyła na stolik.- To miło z twojej strony i bardzo Ci dziękuję, ale nie musiałeś. 
-Wiem, że nie musiałem, ale chciałem. I ślicznie wyglądasz to chyba powinienem powiedzieć od razu na przywitanie. 
-To miłe co mówisz i jak tak dalej będzie to się zarumienię przez Ciebie, a wtedy będę wyglądać jak burak a wtedy nie będziesz mógł powstrzymać się od śmiechu.
-Oj na pewno tak, źle by nie było.
Całe napięcie z oby dwóch stron jakby prysło, uśmiech nie znikał z ich twarzy.
-To jak gotowa do wyjścia czy potrzebujesz jeszcze trochę czasu?- Spytał niepewnie, przyglądając się jej.
-Jasne, możemy już iść. -Chwyciła za torbę, sięgnęła do niej po kluczyki po czym zamknęła drzwi za sobą.- A tak właściwie to gdzie mnie zabierasz?
-Mogę powiedzieć jedynie, że w taką pogodę aż szkoda siedzieć w pomieszczeniach. A tak reszta zostaje tajemnicą. 
Podeszli do samochodu, on zachował się jak dżentelmen i otworzył jej drzwi by poczuła się jak księżniczka. Ona w ramach podziękowania uśmiechnęła się promienia i zajęła miejsce. Gdy zamkną drzwi za nią, pomkną ku drugiej stronie samochodu po czym zajął swoje miejsce i ruszyli 
***




OD AUTORKI
Może wytłumaczę, się już teraz dlaczego posty są takie krótkie, ale odpowiedź jest prosta. Ponieważ staram się dodawać notki codziennie a jeśli na prawdę nie mam czasu, lub nie wiem jak objąć pomysł w słowa dodaje co drugi dzień. Dlatego proszę o zrozumienie. Gdyby notki pojawiały się raz czy dwa razy w tygodniu z pewnością były by one dłuższe. Dziękuję za uwagę i pozdrawiam. :*

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział piętnasty.

***
Od imprezy minęło dwa dni, Jessica od ostatniego snu zasypiała spokojnie lecz z nadzieją, że znowu spotka się z mężczyzną. Los jednak chciał inaczej i tak się nie stało. Skończyła się właśnie ostatnia lekcja wykładu więc brunetka chwyciła za torbę i wyszła. Idą do samochodu  zobaczyła Loren stojącą razem z Tyler i Oliverem. Co prawda spodobał się jej Oliver, ale przez ostatnie kilka dni pomyślała o nim może z trzy razy i to jeszcze przez chwile. Postanowiła podejść do nich i się przywitać, szczerze mówiąc była w szoku, że jej koleżanka dalej utrzymuje z nimi kontakt, przeważnie po imprezach i nocach znajomość się kończyła. Gdy się do nich zbliżała wszyscy jak na znak  się odwrócili w jej stronę i uśmiechnęli. W końcu znalazła się obok nich i z lekkim uśmiechem rzekła.
-Cześć wam wszystkim.
Można by sądzić, że Loren najbardziej się ucieszyła jednak prawda była inna. Oliver widząc zbliżającą się do nich dziewczynę poczuł ulgę, że może spotkać ją jeszcze raz, lecz nie pokazał tego po sobie. Chciał ją poznać bardziej i dowiedzieć się czegoś o niej. Miał wiele okazji by spytać Loren, która bywała u  nich od imprezy codziennym gościem jednak tego nie zrobił. Jego zdaniem lepiej poznać osobę osobiście niż wypytywać o nią innych. Uśmiechną się od ucha do ucha gdy owa dziewczyna stanęła obok niego. Nagle z twarzy Loren znikł uśmiech a zastąpił go  grymas obrażenia i rozczarowania. Przeniosła ciężar z lewej na prawą nogę i spojrzała na Jessice.
-Gdzieś ty u diabła się podziewała? Ja tu się martwię o Ciebie, dzwonią a ty nawet nie raczysz odbierać telefonu. Byłam nawet w pracy za Tobą zobaczyć jednak twój szef powiedział mi tylko tyle, że wzięłaś kilka dni wolnego znowu.
-Można stwierdzić, że wszędzie mnie szukałaś, ale dziwnym trafem nie zaszłaś akurat do mojego domu. Coś te poszukiwania źle Ci poszły.- Z twarzy Jessiki nie znikał uśmiech a słysząc słowa koleżanki uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.
-A byłam! Rano po imprezie, ale Ciebie w nim nie było.
-Ach wtedy to pewni byłam biegać, a tak pozostałe dni byłam cały czas w domu. A wzięłam kilka dni wolnego ponieważ jak dobrze wiem mamy egzaminy.
-A telefonu czemu nie odbierałaś?!
-Miałam go wyciszone i nawet na niego nie zerkałam.
Chłopaki stali i przeglądali się rozmowie dziewczyn, Tylera najbardziej śmieszyła cała ta ich rozmowa i bulwersacja Loren ponieważ miał podobne sytuacje z przyjacielem, jednak postanowił ją zakończyć.
-Sorry, że wam przerwę, ale Loren musimy iść. Musisz mi w czymś pomóc.
-No już idziemy, musiałam tylko ją ochrzanić za to, że się nie odzywała.- Spojrzała na Jessice- Teraz muszę już iść, ale nie myśl sobie, że ta rozmowa jest zakończona. Do później i odbieraj telefon.
Powiedziała poważnym tonem i poszła wraz z chłopakiem. Oliver i Jessica zostali znowu sami, czuli lekką niezręczność. Patrzeli tylko na siebie a między nimi panowała cisza lecz w końcu przerwała ją brunetka.
-Wiesz może w czym ona ma mu pomóc?
-Coś mi tam wspominał, że chyba jego siostra ma wyjść za mąż i ma mu doradzić jaki garnitur ubrać. Chciał zabrać mnie jednak wiem jak to wygląda chodzenie z nim po sklepie więc zaproponowałem by wziął ją.
-Sądząc po twojej wypowiedzi to oni się spotykają?
-Na to wygląda, od czasu imprezy jest naszym codziennym gościem. Może w końcu chłop się ustatkuje.
-Mogła bym powiedzieć o ustatkowaniu się to samo o Loren.- Roześmiała się.
Znowu zapanowała cisza, Oliver zaczął bić się z własnymi myślami. Chciał ją zaprosić na spacer, cokolwiek jednak nie wiedział jak ma się za to zabrać.
-To ja już będę szła, miło było Cię znowu spotkać. Cześć- Jessica uśmiechnęła się i odwróciła.
-Jessica, zaczekaj!.- Chwycił ją za nadgarstek delikatnie dzięki czemu ona się odwróciła.
-Tak?
-Chciała byś może pójść ze mną na kolację i spacer?- W końcu to siebie wydusił i spojrzał na dziewczynę. Po jej minie można było wnioskować, że była w szoku.
***


piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział czternasty.

***
Oliver wrócił do wynajmowanego mieszkania, który dzielił razem z przyjacielem. Ku jego zaskoczeniu nie było w nim nikogo. Zdjął więc buty i ruszył wolnym krokiem w stronę łazienki. Wziął długi prysznic a gdy już go skończył położył się do łóżka. Przed zaśnięciem zaczął myśleć nad wydarzeniami dzisiejszego dnia, a przede wszystkim o samej dziewczynie, która wzbudziła w nim tak wielkie zaciekawienie.
***
Jessica po przyjeździe do domu, od razu zasnęła. Przyśniło jej się, że siedzi na ławce gdy nagle dosiadł się do niej on z uśmiechem na twarzy. Czuła szczęście a zarazem smutek i tęsknotę. Chciała coś powiedzieć lecz nie mogła wydobyć z siebie żadnego słowa.Przytuliła się do niego, a tym samym pokazała jak bardzo jej go brakuje. On objął ją również po czym szepną  do ucha.
-Cześć Jessico, ja również za Tobą tęskniłem.
-Ale...jak to? Przecież to niemożliwe, że tu jesteś.- Z trudem wymówiła te słowa.
-Zapomniałaś? W śnie wszystko jest możliwe. Poza tym obiecałem Ci, że będę cały czas przy Tobie.
-Ale czemu dopiero teraz, gdzie byłeś szybciej?- Odsunęła się od niego i spojrzała mu prosto w oczy.
-Byłem cały czas ale ty nie byłaś gotowa. Potrzebowałaś czasu na ochłonięcie i ułożenie nowego życia. A po twojej ostatniej wizycie zrozumiałem, że już czas. - Położył delikatnie dłoń na jej policzku zerkając jej w oczy.
-Nie potrzebowałam tego wszystkiego, tylko Ciebie...
-Ale poradziłaś sobie. Dlatego jestem teraz.
-Nie poradziłam, brakuje mi Ciebie, was.
-Nam też Ciebie brakuje, ale już czas byś zaczęła żyć normalnie, byś o nas zapomniała. 
-Ja tak nie umiem, nie umiem o was zapomnieć.!
-Musisz. -Pocałował ją w czoło po czym wstał- Żyj, kochaj, baw się, my zawsze będziemy przy Tobie bez względu na wszystko.
-Zaczekaj! Gdzie idziesz?- Spojrzała na niego przez łzy gdy ten ruszył przed siebie. Jednak już nie otrzymała odpowiedzi. Chwile później znikł.
Obudziła się cała mokra i usiadła na łóżku. Schowała głowę w dłonie i zaczęła płakać.
***
Wczesnym rankiem obudziły Olivera hałasy dochodzące z dołu. Z niechęcią wstał z łóżka i przeciągną mięśnie by te się rozprostowały. Ruszył w stronę schodów a już chwile później znalazł się w salonie.  Tyler siedział właśnie na kanapie i upijał spore łyki wody.
-Niech zgadnę złapał Cię kac?
-Kac morderca!- Popił kolejny łyk po czym spojrzał na Olivera, który opierał się o futrynę.- Dopiero wstałeś czy może przeszkodziłem Ci w czymś innym? Liczę, że zmądrzałeś i ta druga opcja wchodzi w grę. 
-Obudziłeś. Ty chyba nie potrafisz wchodzić do domu po cichu. - Podrapał się po głowie po czym usiadł na fotelu.
-Tylko nie mów mi, że znowu spędziłeś noc sam.
-Sam a ktoś jeszcze miał ją ze mną spędzić?- Spojrzał na przyjaciele, dobrze wiedział co miał na myśli mówiąc te słowa.
-No a ta panna Jessica? Widziałam jak ją podrywasz i teraz mówisz mi, że spędziłeś noc sam.
-Nie podrywałem tylko rozmawialiśmy, później odprowadziłem ją do samochodu i pojechała.
-Tylko tyle? - Tyler spytał z niedowierzaniem.- A pocałunki jakieś były chociaż?
-Nie, powiedzieliśmy sobie dobranoc po czym wsiadła do samochodu i pojechała.
-Stary ty głupiejesz już na lata, po to są imprezy by wyrywać i spędzać z nimi noc a nie po prostu się żegnać. 
-Dobra może skończmy rozmawiać o mnie i zacznijmy o Tobie. Po tym jak dopiero wróciłeś sądzę, że noc się udała z Loren.
-Stary nic nie było, pojechaliśmy do niej całowaliśmy się, piliśmy aż w końcu zasnęliśmy.- Upił kolejny spory łyk i zakręcił butelkę. 
-Wielki podrywacz zasną przed najlepszą częścią? Nie wierzę.- Spojrzał na niego i zaczął się śmiać.
-Czasem najlepszym się zdarza.
***



Rozdział trzynasty

Mijała godzina za godziną, a w lokalu było coraz mniej ludzi. Tyler i Loren mieli już sporo wypite, ale energia ich nie opuszczała więc wybrali się na parkiet potańczyć. Jessica będąc w pracy nie mogła być z nimi przez cały czas, więc gdy tylko znalazła chwile wolnego przystawała by zamienić kilka słów.
Wycierała właśnie blaty gdy ujrzała siedzącego samotnie przy barze Olivera. Musiała przyznać sama przed sobą, że ten widok ją szokował. W końcu jak taki chłopak jak on, nie ma przy sobie żadnej panny lub nie podrywa kogoś. Położyła szmatkę do zlewu, umyła ręce i ruszyła w stronę szatyna.
-Jak taki chłopak jak ty może siedzieć tutaj samotnie gdy jego przyjaciel bawi się w najlepsze?-Uśmiechnęła się do niego i oparła się łokciami o ladę.
-Widocznie można.- odwzajemnił uśmiech po czym upił ostatni łyk piwa.
-Jak mam być szczera, będąc na twoim miejscu robiła bym to samo. Tańczenie i wyrywanie chłopaków zostawiam Loren, ona wręcz to uwielbia.
-Jeszcze jakiś czas temu pewnie to samo bym robił. Ale teraz znudziło mi się, albo po prostu wyrosłem z tego.
-Nie wiem jaki byłeś, ale myślę, że opcja druga jest najlepszym wyjaśnieniem.-Chwyciła jego pusty pokal i położyła koło tacy z brudnymi naczyniami.- Chcesz jeszcze jedno? Na mój koszt w ramach przeprosin za tamtą sytuacje.
-Podziękuję, ale nie skorzystam. Ale za to jest inna możliwość przeprosin.
-Jaka?
-Dasz się odprowadzić do domu? Jeśli się zgodzisz przeprosiny zostaną przyjęte.
-Przyjechałam tutaj samochodem więc jest mały problem.
-To w takim razie chociaż do samochodu. - Spojrzał na nią, jego delikatny uśmiech wciąż nie znikał z twarzy. -Więc jak?
-Zgoda, tylko nie wiem kiedy skończę.
-Tym się nie martw poczekam, mam czas. A patrząc na nich zaraz będą szli, dużo im nie trzeba.
-Mam taką nadzieje, jestem już strasznie zmęczona.
***
Oliver miał racje, po godzinie nikogo już nie było. Ich przyjaciele pożegnali się po czym pojechali taksówką nie mówiąc dokąd. Czekał właśnie przed wejście na Jessice, gdy w końcu ta wyszła zakluczając lokal.
-To jak gotowa odbyć niedługi spacer do twojego samochodu?
-Zdecydowanie.
Ruszyli wolnym krokiem w stronę jej auta. Ukradkiem zerkali na siebie i wzajemnie uśmiechali.
-Mogę zadać Ci pytanie?
-Pewnie.
-Co robiłeś w NY? 
-Mój brat studiuje tam medycynę więc zaprosił mnie do siebie na tydzień. Nie zastanawiałem się długo i już na następny dzień byłem u niego. Wróciłem dopiero w niedziele wieczorem. A ty?- spojrzał na nią.
-Ja byłam u rodziców. Mamie bardzo zależało na tym, w sumie tak samo jaki mi. Ale miałam okazję spędzić tam tylko weekend i wróciłam dzisiaj po południu.
-Czyli ta mała dziewczynka, z którą byłaś w miasteczku to była twoja?
-Cami, moja sześcioletnia siostra. Obiecałam jej, że pójdziemy na plac a wyszło tak, że zabrałam ją tam.
-Chciałbym mieć dobry kontakt z moim młodszym rodzeństwem, niestety są strasznie rozpieszczeni przez  rodziców i zabranie ich gdziekolwiek przyniosło by tylko wstyd.
-Oj to tylko dzieci, one zawsze muszą postawić  na swoim.
Nagle zorientowali się, że stoją  przy samochodzie.
-No więc jesteśmy. Dziękuję za odprowadzenie mnie do samochodu.
-To ja dziękuję za spacer. Mam nadzieje, że wkrótce spotkamy się jeszcze.
-Mam nadzieje.- Uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy.- Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia.
-Do zobaczenia i dobrej nocy Jessico.
Stała jeszcze chwile po czym wsiadła do samochodu, odpaliła silnik i ruszyła. Na pożegnanie pomachała mu jeszcze. Oliver stał i patrzał jak światła samochodu oddalają się a po chwili znikają za rogiem.
***

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział dwunasty.

***
-Zobacz Oliver, ile tu jest ludzi a te gorące dziewczyny. One aż czekają żeby ktoś do nich podbił. Mówiłem Ci już, że zrobienie imprezy to idealny pomysł prawda?
-Jak dobrze się zastanowić mówiłeś to mi chyba setki razy.
Tyler zatrzymał się po czym staną na przeciwko Olivera i położył dłoń na jego ramieniu. Na jego twarzy pojawił się podstępny uśmieszek.
-Dzisiejsza noc jest nasza! Napijemy się i zaciągniemy jakieś panny do siebie. Idziesz na to?
-Napić się z Tobą napije, ale na to ostatnie nie licz. Chyba zapomniałeś, że te zabawy z dopiero poznanymi dziewczynami już dawno mi się znudził. 
-Chyba sobie żartujesz, nie wierze w to! Tyle tu seksownych panienek a ty mi mówisz, że one Cię znudziły?! Gdzie jest mój kupel? Chyba ta ostatnia panna tak Ci w tej bani namieszała. Jak ona tam miała Monica, Megi?
-Morgan i nie, nie namieszała mi. Ale jak już szybciej mówiłem, znudziło mi się to wszystko.
-Dobra wszystko jedno, nie chcesz to nie. Sam tracisz tylko powiedź mi kiedy ja w końcu odzyskam mojego starego przyjaciela, który świętował imprezy tak jak należy. Myślę, że jak się napijemy to zmądrzejesz.
Ruszyli powolnym krokiem w stronę baru, Tyler jak zawsze mając w nawyku rozglądał się na boki szukając jakieś ofiary*. Gdy nagle szturchną kumpla w bok.
-Ty to ta panna co ją w akademiku spotkałem. 
-Która?
-Ta co przy barze stoi i pije piwo.- Wskazał ruchem głowy w stronę baru, po czym ponownie na jego twarzy ukazał się szatański uśmieszek.- Muszę przyznać iż się wystroiła i wygląda jeszcze seksowniej niż wtedy. Chyba wiem kogo zabiorę dzisiaj do domu. O i popatrz chyba zna tą ładną kelnereczkę. Widzisz dla Ciebie też się już znalazło.
Oliver przez dym papierosowy nie widział zbytnio dziewczyn, dopiero gdy zbliżyli się dostrzegł ją. Śliczną ciemnowłosą dziewczynę z delikatnym makijażem, który podkreślał jej piękne brązowe oczy. Od razu przypomniał sobie, że już ją spotkał, lecz nie tu w LA tylko  podczas pobytu w NY. Widać było, że i ona chyba go rozpoznała ponieważ przyglądała mu się dokładnie tak samo jak on jej.
W końcu stanęli przed barem z uśmiechem na twarzy. Tyler od razu przeszedł do podrywu Loren.
-No cześć śliczna, szukałem Cię.
-I w końcu mnie odnalazłeś. 
-Dasz może postawić sobie piwo? No chyba, że wolisz coś innego.
-Pewnie, ale to może trochę później, pierw muszę skończyć obecne. Tak wg to jest moja koleżanka Jessica- Loren przeniosła wzrok na koleżankę.
-A ten tu obok małomówny to mój przyjaciel Oliver wraz ze mną zorganizował tą imprezę.
Jessica i Oliver nic nie odpowiedzieli, patrzeli tylko na siebie. Nagle chwilową ciszę między nimi przerwali Loren i Tyler mówiąc równocześnie.
-Ej wy! Mowę wam odjęło? 
-My już się spotkaliśmy. - rzekł Oliver.
-Jak to? Gdzie? - Ze zdziwieniem na twarzy spytała się Loren.
-W Nowym Jorku.- Powiedziała z uśmiecham na twarzy Jessica zerkając na każdego po kolej, po krótkiej chwili kontynuowała.- A dokładnie Wesołym Miasteczku, wpadłam na niego.
***

*Ofiara- Określenie które używają Tylera i Oliver na dziewczyny.

wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział jedynasty.

***
Krótka drzemka po powrocie do domu i długa kąpiel pozwoliła jej na zregenerowanie sił, w końcu czeka ją długa noc. Stała właśnie przed szafą z ubraniami w samym ręczniku.Po krótkiej chwili zastanawiania się  wyciągnęła świeżą bieliznę, krótkie spodenki oraz białą koszulką z nazwą lokalu. Poszła do łazienki, ubrała się i stanęła przed lustrem. Spięła swoje jeszcze wilgotne, pofalowane włosy w wysokiego kita. Sięgnęła po swą kosmetyczkę po czym zrobiła delikatną kreskę na powiece oraz lekko musnęła tuszem rzęsy tak by się podkręciły. "Zdecydowanie wystarczy" szepnęła do siebie i z uśmiechem na twarzy wyszła z łazienki. Podeszła do szafki gdzie stał jej ulubione perfumy, sięgnęła ręką po jednego z nich i pokropiła nim na szyje.
Zeszła na dół i ubrała białe trampki, upewniając się, że wyłączyła wszystko chwyciła kluczyki a w drugą dłoń telefon. Zamknęła drzwi na klucz i skierowała się w stronę samochodu stojącego na podjeździe.
***
Przeważnie parking pod klubem bywał pusty a dzisiaj wyjątkowo był przepełniony. Jessica po krótkiej chwili szukania miejsca postanowiła zaparkować kila metrów dalej. Wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę pracy. Gdy już się zbliżała jej oczom ukazały się grupki młodych osób stojące przed wejściem. Nie miała najmniejszej ochoty się między nimi przepychać więc poszła w stronę tylnego wejścia.
Weszła do środka przywitała się z pracownikami po czym skierowała się do gabinetu Franka. Mimo iż był jej szefem od roku mówiła do niego po imieniu, nie miał jej tego za złe ponieważ sam jej to zaproponował. Ma około czterdziestu pięciu lat a ta knajpka jest całym jego życiem. Jego piękna żona niedawno urodziła mu czwarte dziecko przez co zaniedbał trochę sprawy finansowe lokalu. Był z tego powodu zdenerwowany ponieważ takie sprawy stawiał zawsze na pierwszym miejscu. Jednak mimo złości nigdy nie wyżywał się na swoich pracownikach i chyba dlatego każdy z nich darzyło go szacunkiem.
Frank siedział właśnie nad stertą papierów, gdy do jego gabinetu weszła Jessica, zdjął okulary z nosa i uniósł wzrok. Kącik jego ust delikatnie się  uniósł i oparł się o oparcie. 
-Cześć Frak. Przeszkadzam? 
-Witaj Jessico. Jestem trochę zajęty papierkową robotą, ale znajdę chwilę czasu dla Ciebie.
-Chciałam tylko się przywitać i prosiłeś mnie bym przyszła do Ciebie jak przyjadę. 
-Ach tak.Prosiłem byś przyszła ponieważ chciałem Cię przeprosić, że nie dałem Ci więcej dni wolnego, ale ta impreza. Z chęcią bym Cię zastąpił, ale sama widzisz zawalony jestem papierkową robotą.
-Na prawdę nic się nie stało. I tak bardzo Ci dziękuję za te kilka dni wolnego.
-Następnym razem dam Ci więcej dni. A teraz mów jak było u rodziny. Wypoczęłaś sobie?
-Można tak powiedzieć, ale sam wypad był bardzo udany.
-To się cieszę, a teraz nie obraź się ale muszę wracać do papierów bo inaczej nigdy ich nie skończę.
-Ja też muszę się zabierać, widząc ile tam jest ludzi na pewno sobie nie radzą za barem. 
***
Zegar wybił godzinę dwudziestą drugą, połowa ludzi znajdujących się w pomieszczeniu było nieprzytomnych  a mimo tego przebywały tu co chwile nowe osoby. Nalewała właśnie piwo gdy do baru podeszła Loren z uśmiechem od ucha do ucha.
-Ja też poproszę, ale piwo z sokiem.
Jessica skończyła nalewać i podała go klientowi po czym stanęła na przeciwko znajomej. 
-Tobie to najlepiej podam sam sok.
-Chce piwo w końcu przyszłam się tu napić prawda? 
-No tak, ale znając Ciebie to nawalisz się i będę musiała Cię zawieść do siebie. A jak dobrze pamiętam mówiłaś, że się umówiłaś z tym chłopakiem więc lepiej by było gdybyś się nie potykała o nogi tańcząc z nim.
-Nie bój ty się, nie będę się potykać. To jak nalejesz mi czy mam prosić kogoś innego?
-Oj już dobra  nalewam.
Jessica chwyciła pokal i zaczęła nalewać.
-Ile tu przystojniaków, idąc do baru widziałam ile Cię obserwuje. A ty nawet na to uwagi nie zwracasz i nie wykorzystujesz okazji. Po wiec ty mi jak ty tak możesz?
-A więc po pierwsze jestem w pracy, po drugie połowa z nich jest nawalona i szukają tylko jakieś panny by ją zaliczyć, a po trzecie nie interesują mnie takie osoby.- Podała Loren piwo.
-Dobra, dobra.- Loren upiła łyk piwa i odwróciła się w tył. Nagle krzyknęła.- To on! Spójrz.
Jessica usłyszawszy krzyk koleżanki odwróciła wzrok dokładnie w to samo miejsce co ona. Wtedy ujrzała dwóch chłopaków. Musiała przyznać iż oby dwoje byli bardzo przystojni. Rozpoznała szybko chłopaka z opisu Loren, ale drugi bardziej przykuł jej uwagę ponieważ nie wiedząc skąd wydało jej się jak by już go gdzieś widziała. 


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział dziesiąty.

Jessice obudziła stewardessa informując ją, że samolot właśnie wylądował i prosząc o opuszczenie pokładu. Zdziwiło ją, że zasnęła, ale patrząc wstecz doszła do wniosku, że miała prawo. Podziękowała jej i się uśmiechnęła ukazując przy tym swoje uzębienie. Zabrawszy swoje rzeczy wyszła i poszła po walizkę...
Schodziła właśnie po schodach gdy ujrzała w tłumie stającą Loren. Jak zawsze w jej przypadku zamiast wypatrywać Jessice obserwowała mężczyzn lub z nimi rozmawiała.  Pospiesznie zeszła i ciągnąc za sobą walizkę podeszła do niej. Chwyciła ją pod boki, kobieta podskoczyła ze strachu i gwałtownie się odwróciła.
-Tak ty na mnie czekasz i wypatrujesz.- Złowieszczo zaśmiała się widząc reakcje Loren.
-Chcesz bym zawału dostała?!
-Nie, ale chociaż raz byś mogła patrzeć za mną a nie za facetami.
-Oj no już nie przesadzaj, tak długo za tobą tu czekałam, że musiałam w końcu się czymś zająć. I obiecuję Ci, że się zrewanżuje za to. Wstyd mi narobiłaś.
-Już się boję, a teraz chodźmy napić się jakieś kawy bo w samolocie zasnęłam, nawet nie wiem kiedy.
-No jak balowałaś po nowojorskich klubach to nie ma co się dziwić.- Uśmiechnęła się na samą myśl o imprezach w NY.
-W odróżnieniu o Ciebie jeśli mówię, że jadę spędzić czas z rodziną to go spędzam.
-Dobra, dobra już ja Cię znam. -Spojrzała na Jessice z uśmiech- A teraz idziemy czy spędzimy tu cały dzień?
-Idziemy.
***
Siedziały właśnie w pobliskiej restauracji. Jessica zamówiła sobie caffe latte a Loren zimną lemoniadę.
-Jak dobrze pamiętam mówiłaś przez telefon, że coś ważnego do powiedzenia masz.- upiła łyk i odstawiła szklankę patrząc na Loren. 
-Ach no tak prawie o tym zapomniałam. Jak Ci o tym opowiem ucieszysz się.
-No więc mów, zamieniam się w słuch.
-Wczoraj idąc do akademika po książki od Megan, spotkałam nieziemsko przystojnego bruneta. Mówię Ci był taki przystojny, i ta jego pupcia. Nie powiem Ci jak się nazywał bo zapomniałam, ale wiem tyle,że pierwsza litera to T.Ale przejdę do rzeczy zauważyłam, że przygląda mi się a już po chwili widziałam jak idzie do mnie.- Upiła łyk zimnego trunku i kontynuowała.- Zamieniłam z nim kilka słów i zaprosił mnie na imprezę dzisiaj wieczorem.
-W takim razie świetnie, zapowiada Ci się długa noc. Tylko idąc tam, uważaj na siebie. - Upiła spory łyk- W ogóle co to za impreza jest?
-On i jego kumpel oraz inni absolwenci urządzają imprezę na zakończenie. A ponieważ do szkoły idziemy dopiero w środę to czemu byśmy nie mieli iść. I tak idziesz ze mną tam.
-Co?! Moment ja nigdzie nie idę. Zapomniałaś? Przyjechałam tu szybciej ponieważ mam dzisiaj iść do pracy na nockę.
-Nie zapomniałam a ta impreza jest właśnie urządzana u Ciebie w knajpce.
-A więc tak to sobie wymyśliłaś. - Jessica wypiła ostatnie łyki latte i westchnęła ciężko.
***

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział dziewiąty.

***
Gdy wróciła do domu, mama z Cami byli już na nogach. Ściągnęła buty i poszła do kuchni by się z nimi przywitać. Stanęła w progu i oparła się o futrynę. Wyczuła zapach pysznych naleśników i od razu poczuła w ustach ich słodki smak. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Ciekawe czy smakują równie pysznie jak pachną.
Diana odwróciła się od patelni, jej wzrok powędrował ku Jessice.
-Myślałam, że jeszcze śpisz. Chciałam Ci przynieść śniadanie do łóżka przed zawiezieniem Cami do szkoły.
-To miło z twojej strony, ale byś mnie w łóżku nie zastała.
Matka spojrzała na nią podejrzliwie i chwyciła się o biodra po czym spokojnym tonem spytała.
-A to niby czemu?
-Ponieważ nie było mnie w domu i dopiero teraz wróciłam. Przepraszam, że Cię nie poinformowałam, ale nie chciałam Cię budzić.
-A można wiedzieć gdzie Cię powiało? I czemu o takiej wczesnej porze? 
-Nie mogłam spać, tak po prostu. Chciałam się trochę dotlenić i rozprostować mięśnie przed długą podróżą, która mnie czeka. A byłam tam gdzie powinnam zajrzeć zaraz po przyjeździe tu.
-No dobrze, a teraz siadaj obok siostry bo powinnaś zjeść porządne śniadanie przed podróżą.
Jessica posłuchała mamy i usiadła. Ta wróciła do smażenia ostatnich naleśników po czym po, krótkiej chwili skończyła. Wzięła talerz z jedzeniem i postawiła na samym środku stołu, koło syropu i sama zajęła miejsce. Zajadały się i rozmawiały o pięknej pogodzie za oknem. Jessica zaproponowała mamie, że dzisiaj ona zawiezie małą do szkoły a jak wróci zacznie się pakować i pojedzie na lotnisko. Ta natomiast na propozycję starszej córki się zgodziła gdy zobaczyła na twarzy Cami uśmiech od ucha do ucha na sam pomysł. 
***
Odwiozła ją zgodnie z umową do szkoły i pożegnała się. Teraz układała właśnie ciuchy do walizki gdy usłyszała, że ktoś do niej dzwoni. Zanim znalazła telefon minęło trochę czasu, ale dążyła w ostatniej chwili wcisnąć zieloną słuchawkę. Podniosła telefon do ucha, nie zauważyła nawet imienia dzwoniącego.
-Halo?
-Od kiedy witasz się ze mną w taki sposób, no wiesz ty co!
Rozpoznała od razu głos Loren, dobrej znajomej.
-A cześć!, Przepraszam nie widziałam kto dzwoni.
-Tak, tak. Wmawiaj mi a ja Ci i tak nie uwierzę, ale za to, że jestem taką wspaniałą osobą wybaczę Ci to.
-Miło z twojej strony. A tak wg w jakiej sprawie dzwonisz, spotkałaś kogoś czy się za mną stęskniłaś?
-W sumie i to i to, ale umawialiśmy się, że odbieram Cię z lotniska jak przylecisz tu. Zapomniałaś?
-Przepraszam całkiem wyleciało mi to z głowy.
-Normalne w twoim przypadku. A więc o, której masz samolot?
-O dwunastej. Powinnam być w LA gdzieś tak koło szesnastej.
-W takim razie będę na Ciebie czekać na lotnisku. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia, ale nie pytaj teraz co bo i tak Ci  nie odpowiem.
-Jestem tak bardzo ciekawa, że  poczekam z pytaniem aż wrócę. A teraz wybacz, ale muszę kończyć się pakować zaraz jedenasta a tu o tej godzinie już są korki. Do później.
-Ha ha ha, cześć.
Gdy skończyła rozmawiać schowała telefon do torby i kontynuowała pakowanie. Po kilku minutach gdy zakończyła pakowanie rozejrzała się po pokoju by upewnić się, że o niczym nie zapomniała. Gdy była pewna chwyciła za torbę i walizkę po czym zeszła na dół gdzie czekała na nią już Diana.
***

Stały właśnie na lotnisku przytulone do siebie, żegnające się
-Jak już dolecisz daj mi znać bym się nie martwiła, dobrze?
-Dobrze mamo.
- Może wpadniemy do Ciebie w te wakacje jak tata wróci do domu.
-Miło by było jak byście w końcu wy odwiedzili mnie.
-Uważaj mi tam na siebie i zdrowo się odżywiaj. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. - Po policzkach matki spłynęły łzy.
-Ej mamo! Nie płacz. 
-Wiesz jak bardzo nie lubię pożegnań.
Nagle z głośników  wydał się kobiecy głos informując. " Pasażerowie samolotu lecącego do Los Angeles proszeni są na pokład. Za dziesięć minut samolot startuje, dziękuję."
-Wiem a teraz wybacz muszę już iść.
Matka przytuliła ją mocniej i pocałowała w czoło.
-Idź bo nie zdążysz przeze mnie. Kocham Cię, pamiętaj o tym.
-Ja Ciebie też kocham.Uważajcie na siebie. Cześć mamo.
-Cześć córeczko.
Jessika skierowała się w stronę odprawy, odwróciła się jeszcze na chwile by pokiwać matce.
 Diana stała i również pokiwała  po czym jej córka zniknęła za zakrętem. Otarła łzy i ruszyła w stronę wyjścia.
***

czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział ósmy.

***
Siedziała z mamą długi czas rozmawiając i popijając lampką wina. Wspominały, płakały i pocieszały się nawzajem. Aż w końcu butelka stała się pusta a oby dwie kobiety poczuły zmęczenie. Zegar stojący przy telewizorze wskazywał grubo po północy. Mogły by rozmawiać dużej mimo zmęczenia, ale ponieważ czekał je jutro ciężki dzień postanowiły pójść już spać. Pożegnały się więc na dobranoc i każda skierowała się do swojego pokoju. Jessica będąc już u siebie zdjęła ubrania tak, że została na samej bieliźnie Po czym poszła do łazienki wziąć szybki prysznic.
***
-Proszę zostań tu ze mną, nie odchodź! Nie dam sobie sama rady bez Ciebie.- Mówiła przez łzy.-Proszę...
Jessica otworzyła oczy, i usiadła gwałtownie na łóżku. Trzęsła się i była cała mokra od potu. Sięgnęła po telefon, który leżał koło niej i zerknęła na godzinę. Była  piąta nad ranem. "Uspokój się, to był tylko zły sen" Powiedziała po cichu do siebie. Spojrzała w stronę okna po czym położyła się znowu. Tym razem jednak nie zasnęła, wierciła się z boku na bok. A gdy tylko zamykała oczy widziała znów sceny ze snu. Sięgnęła ręką po telefon by zobaczyć ile już tak się męczy. Wtedy uświadomiła sobie, że minęła dopiero godzina. Wiedziała, że już nie zaśnie, sen a raczej koszmar obudził ją na dobre. Wyciągnęła się i poczuła lekki ból głowy. Za dużo wczoraj wypiła. Rozejrzała się, wiedziała że musi się dzisiaj spakować w końcu o dwunastej ma samolot do LA. Ale zanim się jednak za to zabierze postanowiła odwiedzić pewne miejsce. Ponieważ poranek tu a w szczególności o tak wczesnej godzinie bywają chłodne, wyjęła długie dżinsowe spodnie, świeżą bieliznę, białą bluzkę z krótkim rękawkiem oraz dużą bluzę i poszła do łazienki.
***
Mimo, że samochód stał na podjeździe wolała się przejść. Szła powoli nie spieszyło jej się. Po drodze spotkała kilku sąsiadów, którzy albo wracali albo dopiero wychodzili do pracy. Dalej nie spotkała już nikogo. W końcu dotarła na miejsce. Na cmentarzu nie było nikogo więc pchnęła mocniej furtkę i weszła. Przepychała się przez kilka pomników gdy znalazła się prawie na samym końcu. Stanęła i spojrzała przed siebie. Stał tam niewielki pomnik z wyrytymi dwoma imionami. Ukucnęła po czym zgarnęła kilka zwiędłych kwiatów na bok. Wyciągnęła drugą rękę z kieszeni i delikatnie przyłożyła ją do napisów na pomniku. Po policzku spłynęła jej łza. Po cichu rzekła.
-Wiem, że długo już mnie tu nie było. Przepraszam was... Ale nigdy nie zapomniałam i nie zapomnę. Cały czas jesteście w moim sercu.- Westchnęła cicho wycierając z policzka łzę.- Tak bardzo za wami tęsknie ...
***

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział siódmy.

***
To był naprawę długi i męczący dzień. Gdy tylko wróciły do domu zjadły kolacje a potem zasiadły na chwile przed telewizorem by odpocząć,.Nie minęło dużo czasu zanim dziewczynka zasnęła na kolanach Jessiki. Matka widząc całą sytuacje podeszła do nich i wzięła Cami na ręce po czym zaprowadziła ją do pokoju. Kładąc małą do łóżka pocałowała ją w czoło i szepnęła do ucha " Dobranoc". Wychodząc po cichu przymknęła drzwi i zeszła na dół kierując się do salonu. Chwyciła kubek z herbatą i usiadła na fotelu obserwując starszą córkę. Zmartwiła się widokiem, wyglądała jak by się czymś martwiła. Upiła spory łyk herbaty po czym postanowiła wyrwać córkę z zamyślenia.
-Wyglądasz jak by Cię coś dręczyło córeczko.
Jessica opierała się właśnie ręką o oparcie kanapy, z jej twarzy trudno było cokolwiek odczytać, a jednak Diana od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Oderwała wzrok od okna i spojrzała na mamę. Rozczytała z twarzy matki, że się martwi o nią. Westchnęła ciężko.
-Ten weekend był dla mnie wspaniały i ciężko jest mi się z wami rozstać. Aż nie chce mi się myśleć, że już jutro poniedziałek a ja muszę wracać do LA.
-Wiem, nam też jest przykro lecz wydaje mi się, że coś innego Cię męczy. Pamiętaj, że mi możesz ufać i o wszystkim powiedzieć.
-Tak mamo wiem.
-A więc? - Spojrzała na na nią podejrzliwie.
- Widziałam dzisiaj Lexi. - Jej wzrok powędrował na kominek i ogniu, który próbował się podnosić wyżej.
-Ale co? Podeszła do Ciebie? Rozmawiałaś z nią?
-Nie i jeszcze raz nie. Widziałam ją po prostu wśród tłumu jak szłam z Cami na karuzelę. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać po tym wszystkim. Wolałam uniknąć  jakichkolwiek spotkań wzrokowych i przyspieszyłam kroku.
-Wiesz co Ci powiem?
-Słucham.
-Jakieś miesiąc temu po twoim wyjeździe od nas spotkałam ją jak wracałam z zakupów.- Upiła kolejny łyk herbaty i kontynuowała.- Rozmawiałam z nią.
Słysząc słowa matki poczuła ukucie w sercu i gwałtownie odwróciła głowę w jej kierunku. Na jej twarzy widniało niedowierzanie i gniew.
-Słucham?! Dlaczego wg z nią rozmawiałaś, dlaczego nic mi o tym nie powiedziałaś?!
-Nie chciałam Cię martwić, po za tym mówiłaś, że czeka Cię teraz sporo nauki.Nie chciałam Cię rozpraszać.
-Ale mamo! Mogłaś mi powiedzieć. W ogóle czego ona od Ciebie chciała?
-Rozmawialiśmy na różne tematy. Pytała też i o Ciebie. Co porabiasz i jak sobie radzisz w żuciu.  Uważam, że minęło sporo czasu byś jej wybaczyła. Ona się zmieniła.
-Skończ, dobrze! Ona wcale się nie zmieniła, jest wciąż tą samą Lexi. Tacy ludzie jak ona nigdy się nie zmieniają!
-A kiedy z nią ostatni raz rozmawiałaś?- Diana odstawiła kubek i  wstała po czym usiadła obok niej, spojrzała w jej oczy- Trzy lata temu?
-Nie muszę z nią rozmawiać by wiedzieć, że się nie zmieniła.- Nagle po jej policzkach zaczęły spływać łzy.- Nie pamiętasz co mi zrobiła?Gdyby nie ona moje życie wyglądało by teraz zupełnie inaczej.
-Wiem córeczko, pamiętam. Ale zawsze warto dawać ludziom drugą szanse nawet jeśli zrobili w życiu coś bardzo strasznego.- Przytuła Jessice do siebie.
-Ale nie jej.- Objęła matkę po czym rozpłakała się na dobre.
***




poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział szósty.

Biorąc długi poranny prysznic wpadła na pomysł iż zabierze swoją siostrę do wesołego miasteczka i przy okazji sama na tym skorzysta.
Stały właśnie przed wejściem i chwyciła Cami rękę by ta się nie zgubiła. Z twarzy małej dziewczynki od czasu gdy starsza siostra powiedziała co zamierza  z nią dzisiaj robić nie znikał uśmiech. Pociągnęła siostrę za rękę w stronę kolejki górskiej, po czym zajęły miejsce w niedużej kolejce. Jessica przeniosła wzrok raz na nią raz na kolejkę i z uśmiechem na twarzy rzekła.
-Zapowiada się długi dzień. Mam nadzieje, że mnie nie wykończysz.
***
Po kilku godzinach spędzonych w miasteczku oby dwie strasznie zgłodniały. Jessica podeszła do budki z hot-dogami po czym spytała siostrę z jakim sosem by chciała i zamówiła dwa płacąc przy tym. Czekając na nie spojrzała na Cami i powiedziała.
-Tylko nie mów mamie, że kupiłam Ci hot-doga bo by mnie zabiła.  Pamiętam jak mówiła jeszcze przed naszym wyjściem "Idź z nią na naleśniki wole by zjadła to niż jakie kol wiek świństwa  tam". - Zaśmiała się. - Liczę na to, że dochowasz naszej małej tajemnicy.
W tym momencie sprzedawca podał im zamówione.
-Dochowam pod warunkiem, że kupisz mi watę cukrową. - Z podstępem uśmiechnęła się.
-Ej siostra nie przesadzaj. Co za dużo to nie zdrowo, po za tym powinnaś zachować to dla sobie za to, że Cię tu zabrałam.
-Ech no dobrze, nie powiem.- zrobiła smutną minkę i ugryzła kawałek lekko brudząc się przy tym.
Usiadły na najbliższej wolnej ławce i zaczęły rozmawiać o osiągnięciach  Cami, zajadając się przy tym. Minęło dobre pół godziny zanim skończyły jeść. Jeszcze chwile posiedziały po czym wstały i ruszyły w stronę karuzeli z konikami. Miał to być ostatni przystanek zabawy dzisiejszego dnia. Szły po woli gdy Jessica ujrzała pewną znajomą twarz kobiety. Przyjrzała jej się dokładnie i uświadomiła sobie ,że ona nic się nie zmieniła. Ponieważ nie miała nawet najmniejszej ochoty jej spotkać a co dopiero rozmawiać przyspieszyła tempa. Odwróciła jeszcze szybko głowę w jej stronę by upewnić się, że i ona jej nie zauważyła gdy nagle wpadła na pewnego młodego mężczyznę. Zabolało ją i cicho pod nosem jęknęła " Ała". Odwróciła się w jego kierunku i spojrzała na niego. Kilka sekund później uświadomiła sobie, że to jej wina i powinna przeprosić. 
-Bardzo Cię przepraszam.
On natomiast zmierzył ją od góry do dołu i z uśmiechem na twarzy odpowiedział.  
-Nic się nie stało, w sumie chciałam właśnie to samo powiedzieć, ale mnie uprzedziłaś. 
-Jeszcze raz przepraszam - odwzajemniła uśmiech- mam nadzieje, że nic Ci się nie stało.
- Taka drobna osoba jak ty nie mogła by mi wyrządzić krzywdy wpadnięciem na mnie. Wszystko jest ok.
Nagle rozmowę przerwała im młodsza siostra Jessici ciągnąc jej rękę w dół i tupiąc nogą.
-No chodź już!
-Już idziemy, spokojnie.- Spojrzała na siostrę potem na niego.-  Jeszcze raz Cię przepraszam i cieszę się, że nic Ci nie jest. A teraz wybacz muszę iść obiecałam coś i muszę słowa dotrzymać, cześć.
-Życzę miłego dnia paniom, cześć.
I ruszyły w stronę kolejki, która właśnie zmalała. Jessica tym razem by nie wpaść znowu na nikogo ostrożnie spojrzała przez ramię w stronę chłopaka, który w tym samym momencie zrobił to samo.
***